Artykuł opublikowany pierwotnie w miesięczniku Enter, w 1992 roku.
Jeden z moich dawnych kolegów na Wydziale Finansów i Statystyki ówczesnej SGPiS (Boże, ileż to już lat!), poproszony na seminarium o przytoczenie matematycznej postaci funkcji produkcji Cobba-Douglasa zareplikował z oburzeniem: "Ależ ja przyszedłem tu studiować, a nie uczyć się!".
Nieszczęsny miłośnik studiowania, skądinąd nawet w miarę inteligentny, nie zdołał niestety ukończyć tej czerwonej Alma Mater. Okazało się, że samo studiowanie nie wystarczyło. Pamiętam zresztą wysiłki co bardziej rozsądnych wykładowców, którzy usiłowali wpoić nam dwie podstawowe zasady: uczyć się na pamięć formułek, zwłaszcza z upolitycznionych przedmiotów (np. co wchodzi w skład wartości towaru, albo z czego się składa dzida bojowa), natomiast starać się pamiętać i ROZUMIEĆ prawdziwe kategorie ekonomiczne, które jak świat światem zawsze kręciły się wokół najbardziej elementarnych pojęć i żadne "wynalazki" nie mogły tego zmienić.
Bardziej ambitny student był zresztą w stanie, przyłożywszy się nieco do pracy, wykazać wewnętrzne sprzeczności różnych marksowskich bzdur, od teorii wartości i wartości dodatkowej poczynając. Autorzy oficjalnych podręczników (za które brali nieraz państwowe nagrody, a jakże) usiłowali wprawdzie wykazać ich wyższość, ale argumentacja była równie trafna, jak w przypadku udowadniania wyższości marksistowskiej dialektyki nad logiką formalną. Ta schizofrenia zniszczyła zapewne niejeden dobrze zapowiadający się umysł, powodując całkowite rozchwianie logicznego myślenia. Ja sam w każdym razie, nie pretendując oczywiście do miana "dobrze się zapowiadającego", długo dochodziłem potem do siebie, nie potrafiąc w swojej prostolinijności zrozumieć wielu "prawd objawionych", które nijak mi nie przystawały do koniunkcji, alternatyw i implikacji, o bardziej skomplikowanych pojęciach nie wspominając.
Tę lekcję mamy już szczęśliwie poza sobą i możemy się zajmować tym, co naprawdę ma sens.
Jak ma się jednak Supermemo do powyższych dywagacji?
Gdy już można spokojnie oddawać Panu Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie, przydałoby się wyraźnie rozróżnić obie te rzeczy. Otóż jest nie tylko moim doświadczeniem, że intelektualny wysiłek uczących się idzie zazwyczaj w dwóch kierunkach. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że sześćdziesiąt procent studentów stara się jedynie zapamiętać podręcznikowe treści, obkuwając się mniej czy bardziej pracowicie formułek (zazwyczaj raczej mniej), dalsze trzydzieści przyszło na uczelnię "studiować", a najinteligentniejsze dziesięć procent ma pełną świadomość konieczności łączenia jednego z drugim, choć nie wszyscy wyciągają z tego praktyczny wniosek. Wiele osób zapomina, że inteligencja (a pokażcie mi takiego, który nie uważa, że jest inteligentny!) to umiejętność kojarzenia FAKTÓW. Inteligencja pozbawiona naturalnej pożywki, jaką są fakty, jest tak samo pusta, jak sprawne, acz bezsensowne popisywanie się ich znajomością.
Bardzo chciałbym, żeby Piotr Woźniak, autor metody Supermemo, znalazł jakieś panaceum na niski poziom IQ. Boję się jednak, że na to będziemy musieli jeszcze poczekać. Poznański naukowiec dokonał jednak rzeczy genialnej, konstruując program, który może zmusić do maksymalnego wykorzystania tego potencjału naszych mózgownic, który jest nam obecnie dany, czyli ustawowych kilku procent.
Wiadomo powszechnie, od najdawniejszych zresztą czasów, że repetitio est mater studiorum -- powtarzanie jest matką wiedzy. Na ogół jednak nikt z nas nie jest w stanie w sensowny sposób zaprogramować cykli powtórek, co prowadzi w jednych przypadkach do marnowania czasu na zbędne wałkowanie znanej już wiedzy, a w innych nie przynosi należytych efektów z powodu nadmiernych odstępów czasowych. Supermemo, opierając się na badanich empirycznych, wspartych przez solidną analizę statystyczną i matematyczną, wyręcza nas w tym trudnym, można by nawet powiedzieć kluczowym, zadaniu. I na tym polega istota i genialność pomysłu. Dostajemy w tym momencie autentyczny klucz do sukcesu, otwierający przed nami wiedzę.
Niech jednak nikt nie uważa, że wystarczy uruchomić program, a wiedza sama wejdzie nam do głowy. Takich cudów nie ma. Najtrudniejsze zadanie zostało wprawdzie za nas wykonane, ale drugim warunkiem jest stworzenie baz danych i korzystanie z nich. To pierwsze powinno stać się przedmiotem wspólnego wysiłku wszystkich zainteresowanych posiadaczy programu. Jest to kwestia sprawnej organizacji i dobrych chęci uczestników przedsięwzięcia (przedsięwzięcia, bo Supermemo powinniśmy uważać za ideę, filozofię i ruch), którzy będą skłonni dzielić się z innymi skonstruowanymi przez siebie bazami. To drugie wymaga zrozumienia idei, nabrania do niej przekonania i chęci do systematycznego z niej korzystania. To się po prostu opłaca! Przecież wielu z nas czegoś się stale uczy, w taki czy inny sposób. Jest czas na zdobywanie wiedzy i czas na jej przetrawianie, kojarzenie ze sobą faktów. Prawdopodobnie upłynie jeszcze jakiś czas, zanim nie powstanie solidny zrąb fachowo skonstruowanych baz, ale początek został już zrobiony, m.in. w postaci różnej wielkości słowników języka angielskiego i esperanto, słowników terminów naukowych z wybranych dziedzin wiedzy itp.
Autorzy programu twierdzą, że dana ilość wiedzy może zostać przyswojona w czasie 10-50-krotnie krótszym niż przy zastosowaniu metod tradycyjnych. Może rzeczywiście tak jest. Ale jeśli nawet czas pochłaniania 5 tysięcy obcojęzycznych wyrazów lub zwrotów zostanie skrócony 3- albo 5-krotnie, a przecież to ogromne zawężenie w stosunku do reklamowanych możliwości programu, to będzie to wynik rewelacyjny. Proszę sobie dokładnie uzmysłowić, co to naprawdę oznacza -- to przecież tak, jakbyśmy włożyli przysłowiowe siedmiomilowe buty i dosłownie szybowali nad materią obcego języka. Ja sam od paru miesięcy prowadziłem eksperyment ze słownictwem jednego ze sztucznych języków i choć nie pracowałem całkowicie zgodnie z wszelkimi regułami (nawał pracy zawodowej powodował nieraz opuszczanie terminów powtórek), sukces tej próby jest ewidentny. Zarówno zasób poznanego słownictwa, jak i czas temu poświęcony zdecydowanie wykraczają poza wszelkie standardy, przy czym w tym drugim przypadku jest on oczywiście zdecydowanie krótszy. To naprawdę działa!
Wyobraźmy sobie teraz, że dysponujemy obszernym zestawem baz danych z tych dziedzin wiedzy, z którymi stykamy się w swojej pracy zawodowej lub nauce. Osobnym problemem jest oczywiście ich zbudowanie, ale gdy w stosunkowo krótkim czasie zdołamy poznać fakty, więcej i solidniej niż jesteśmy w stanie pochłonąć tradycyjnymi metodami, zyskamy nagle podstawę do szerszego wykorzystania tych zdolności kojarzenia ze sobą klocków wiedzy, których być może nie potrafilibyśmy uruchomić w inny sposób. Wytłumaczenie jest proste. Im szersza podstawa, tym większe możliwości porządkowania wiedzy, hierarchizowania jej, odnajdywania powiązań między rzeczami pozornie nie związanymi ze sobą, rozróżniania między tym co ogólne i tym co szczegółowe, tworzenia uogólnień z konkretów i ekstrahowania szczegółów z pojęć ogólnych. I tym większa swoboda abstrakcyjnego myślenia. Wiedza jest pożywką dla inteligencji, która jest zdolna odnaleźć porządek w chaosie faktów i dlatego przywiązuję tak wielką wagę do tego programu, który de facto jest nie tylko Supermemo, ale i Superintelligence.
Być może jednak Piotr Woźniak, wbrew moim wcześniejszym obawom, znalazł lek na porost zwojów mózgowych. I może dzięki niemu wzrośnie liczba tych, którzy jednocześnie studiują i uczą się.
Bardzo jestem ciekaw dalszych losów tej inicjatywy, która chyba jeszcze nie zaistniała w powszechnej świadomości wszystkich fanów komputerów w naszym kraju. Na razie Supermemo przegrywa z Supermanem, a rozum z mięśniami i manualną sprawnością mistrzów joysticka, ale można mieć nadzieję że niedługo zagości tutaj na dobre. Ironią losu będzie zapewne fakt, że przyjdzie do nas niejako z Zachodu, gdzie zdołało już zdobyć nagrodę jako Software for Europe.
Trawestując znaną maksymę będziemy mogli znowu powiedzieć: Ex Occidente lux.