Poniższy film o długości 6:46 pokazuje interfejs i podstawowe techniki pracy w programie GeoGebra 4.
Film możesz oglądać w maksymalnym rozmiarze 1280x720, polecam rozdzielczość HD 720p bezpośrednio w YouTube lub na całym ekranie.
Kilka moich pasji ekonomicznych i komputerowych - notatki do dyskusji internetowych.
Poniższy film o długości 6:46 pokazuje interfejs i podstawowe techniki pracy w programie GeoGebra 4.
Film możesz oglądać w maksymalnym rozmiarze 1280x720, polecam rozdzielczość HD 720p bezpośrednio w YouTube lub na całym ekranie.
Jako że w sprawach ekonomii twarde liczby najlepiej przemawiają do rozumu (choć nie wszystkim - w dyskusjach na forach, gdy nie sposób niekorzystnie zinterpretować liczb, pada zwykle argument w rodzaju "GUS kłamie", "Tusk kłamie" albo, jeszcze śmieszniej, "Eurostat kłamie"), przytoczę tutaj tekst sprzed roku, ale ciągle aktualny.
Czy średnią krajową naprawdę pompuje grupka bogaczy? | Like a geek
Marcin Kosedowski (od razu zaznaczam, autor wiarygodny) omawia raport GUS dotyczący rozkładu zarobków w firmach powyżej 9 pracowników. Na załączonym rysunku dobrze zilustrowana została relacja miedzy średnią zarobków, medianą (dzielącą zarabiających na dwie równe połowy) oraz dominantą (czyli najczęściej występującym zarobkiem brutto). Warto rzucić okiem na wykres i przeczytać komentarz Marcina. Tekst jest niedługi, a pouczający - przyda się w licznych dyskusjach ekonomicznych w Internecie.
Autor opiera analizę na raporcie GUS z października 2010 roku. Dzisiaj do danych tych należałoby zapewne dodać ok. 200-250 złotych.
http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/PUBL_pw_strukt_wynagrodzen_wg_zawodow_X_2010.pdf
Uwaga: artykuł nie odnosi się do rozkładu zarobków w firmach do 9 pracowników.
Ciekawa opinia "The Economist" o polskich medykach w UK.
Zespoły gabinetów lekarskich dla polskich imigrantów ujawniają niedostatki brytyjskiej publicznej służby zdrowia. Polscy imigranci najpierw przywieźli godną podziwu etykę zawodową. Z rzeczy zaimportowanych przez Polaków najbardziej jednak intrygują – i powinny skłaniać do myślenia – zakłady opieki zdrowotnej.
The Economist: Polskie przychodnie zmieniają rynek medyczny w Wielkiej Brytanii | Studio Opinii
Odsetek gospodarstw domowych mających komputery - statystyka dotyczy krajów OECD i kilku spoza tej grupy. Wybrałem kilka krajów, dane są z 2009 roku, natomiast dla Brazylii i Rosji z 2005, więc trzeba by pewnie dodać jeszcze z 10 punktów. My wychodzimy całkiem nieźle, choć oczywiście daleko za taką Japonią czy Koreą Południową.
Świeże pączki z Eurostatu - poskoczyliśmy o kolejne 2 punkty procentowe na drabinie dobrobytu i mamy obecnie 66% średniej unijnej PKB per capita (EU27).
Eurostat - Tables, Graphs and Maps Interface (TGM) table
W dwuleciu PiS podjechaliśmy z 51 do 54%, w pięcioleciu PO dorzuciliśmy do tego kolejne 12 punktów postępu. Relacja Polski do Niemiec (najczęściej się odwołujemy do bogatych sąsiadów) wzrosła w okresie 2005-2012 z 44 do 55%. W przypadku Grecji i Portugalii mamy relację 66/75 - w pierwszym przypadku zmniejszyliśmy w tym okresie różnicę z 54/94 (głównie wskutek katastrofy gospodarczej u nich), w drugim - z 54/79.
I jeszcze dokument PDF: PKB i wskaźnik rzeczywistej konsumpcji.
http://epp.eurostat.ec.europa.eu/cache/ITY_PUBLIC/2-19062013-BP/EN/2-19062013-BP-EN.PDF
oraz
GDP per capita, consumption per capita and price level indices
http://epp.eurostat.ec.europa.eu/statistics_explained/index.php/GDP_per_capita,_consumption_per_capita_and_price_level_indices
Na marginesie:- materiał demitologizujący hasło od pucybuta do milionera:
http://milescorak.files.wordpress.com/2013/06/income-inequality-equality-of-opportunity-and-intergenerational-mobility.pdf
W Eurostacie znalazłem interesującą i optymistycznie wybrzmiewającą tabelę danych zatytułowaną Death due to cancer, by sex, pod którą kryją się statystyki zgonów na nowotwory ogółem oraz w podziale na płcie, w relacji do 100 tys. mieszkańców.
Przedział czasowy jest skromny - zaledwie 12 lat od 1999 do 2010 roku. Ale i tak daje ładny pogląd na to, co się dzieje i co powinno obchodzić osobę zainteresowaną światem naokoło. Akurat nowotwory należą do spraw budzących lęk, więc warto to sobie jakoś racjonalizować i mieć niezbędną wiedzę (jest nią np. fakt, że 90% zachorowujących na raka płuca to palący).
Z tabeli wynika - ograniczam się do ujęcia globalnego, a warto spojrzeć na płcie, bo dane są mocno różne - że w UE27 w 2000 roku umierało 187,2, a w 2009 roku 169 osób. A więc co roku wskaźnik ten spada o przeciętnie dwie osoby. Możemy prześledzić kolejno wszystkie kraje, w tym Polskę, gdzie w 1999 roku umierało 211,9 osoby, a w 2010 roku 196,5 (jak przeliczymy na liczby globalne, wyjdzie 75 tys.), co mimo postępu jest i tak jednym z najwyższych wskaźników w Europie.
Najniższe wskaźniki są w takich krajach, jak Szwajcaria, Cypr czy kraje skandynawskie, natomiast bardzo wysokie wskaźniki mają Węgry.
Dane są optymistyczne, bo zewsząd się słyszy o rosnącej liczbie zachorowań, co budzi naturalny lęk. Wynika ona przede wszystkim z szybko podwyższającego się przeciętnego wieku, a starszy wiek sprzyja właśnie zachorowaniom. Postępy medycyny powodują na szczęście, że liczba zgonów maleje, gdyż coraz większy odsetek chorych daje się wyleczyć. W Polsce sięga on już jakichś 45%, w UE 50-55%, w USA nawet 65%, no ale tam wydaje się na medycynę jakieś 2,5 bln dolarów rocznie, gdy u nas tylko kilkadziesiąt miliardów (5 razy mniej na głowę).
Umiejętność korzystania z danych statystycznych uważam za sprawność cywilizacyjną niezbędną człowiekowi o jakichś elementarnych aspiracjach intelektualnych, uważającemu się za w miarę wykształconego.
Jednym z narzędzi, z których powinno się korzystać przy różnych okazjach, są dane i wykresy Google pokazujące podstawowe wskaźniki rozwojowe. Są one o tyle ważne, że możemy interaktywnie kształtować zakres wyświetlanych danych czy typy wykresów. Źródłem danych są statystyki Banku Światowego i Eurostatu.
W ramach swoich niespiesznych, krajoznawczych wędrówek po witrynie Eurostatu (nieustająco polecam, to twarde dane) rzuciłem okiem na kilka statystyk Europe 2020 indicators, czyli po prostu przewidywane (wręcz zamierzone) kluczowe wskaźniki rozwoju.
Jest wśród nich tabela Gross domestic expenditure on R&D (GERD) % of GDP, czyli po naszemu udział wydatków na R&D (Research&Development = Badania i Rozwój) w PKB - zaszłości historyczne i przewidywania.
Zaszłości są dość interesujące. O ile jeszcze w latach 90-tych wydawaliśmy ponad 0,6% PKB (EU27 aż 1,8%), o tyle kolaps nastąpił po roku 2000, za rządów lewicy - z 0,69 do 0,54%. Dopiero w drugiej połowie lat dwutysięcznych wracamy do dawnego poziomu, a w 2011 roku osiągnęliśmy nawet 0,76%, co i tak jest żałośnie malutko w porównaniu z EU27 i jej 2 procentami. Dumna perspektywa 2020, określana tu mianem targetu, wynosi dla Unii 3 procent, natomiast dla Polski 1,7.
Jeden z płynących z tych danych wniosków jest dość ciekawy - żadna z partii, ani lewica, ani prawica, ani centrum ani co tam jeszcze można wymyślić, nie zadbała o znaczący procentowy wzrost nakładów. Wprawdzie rosną one w wymiarze absolutnym wraz ze wzrostem PKB, ale wszyscy wiemy, że to R&D jest kluczową sprężyną naukowego i technicznego, a co za tym idzie także ekonomicznego rozwoju kraju. Nie jesteśmy głupsi od innych, mamy wystarczająco duży potencjał intelektualny, by zbudować silne ośrodki naukowe o europejskim znaczeniu. Mam jednak dziwne wrażenie, że ciągle brakuje wiedzy, wyobraźni i woli politykom decydującym o tych nakładach.
Eurostat to obok GUS jedno z moich ulubionych źródeł twardych danych - choć prawdziwi (genetyczni) patrioci nie wierzą w ani jedno słowo i ani jedną liczbę z takich podejrzanych miejsc (wiadomo - kłamstwo Tuska), ja jak ostatni idiota trzymam się podanych w nich faktów.
Jedną z takich statystyk unijnych jest realna szybkość wzrostu PKB (czyli oczyszczona już z inflacji) w latach 2001-2011, podana w poniższej tabeli. Wynika z niej kilka interesujących dla obrazu faktów (zaktualizowane dane pochodzą z września i października 2012 r.).
Ciekawy wykres (interaktywny) wg danych Eurostatu - inflacja w Polsce na tle średniej unijnej (consumer price index - indeks cen konsumenckich), Okres 1997 - kwiecień 2013.
Trza se radzić, rzekł góral, zawionzujonc buta glizdom.
Akurat rozglądałem się za wydawnictwami dotyczącymi podstaw ekonomii (klasycznie, mikro- i makroekonomia w jednym wykładzie), ale z ćwiczeniami i zadaniami. Sam mam w domu dwa zgrabnie napisane podręczniki, ciekaw byłem za to, jak wyglądają ćwiczenia do nich.
I znalazłem - nie tylko odwołanie do klasycznego już tytułu wydanego przez PWN, ale i do Doca, który zmyślni studenci spreparowali własnym przemysłem. Jak zobaczyłem w Google'u rozszerzenie Doc, już wiedziałem, że to pirat, ale zawartość mną wstrząsnęła. Otóż PWN umieszcza w swojej czytelni ibuk.pl także wersje elektroniczne. Można je wypożyczać na pewien czas, ale nie da się ich kopiować, za to można czytać w specjalnym czytniku iLibrary Reader.
Co zatem zrobili studenci? Ktoś kopiował Printscreenem ekran po ekranie, łącznie z paskami aplikacji i Windows, a następnie wklejał do Worda. Ćwierć tysiąca ekranów, jeden po drugim, po czym całość (40 mega) została wrzucona do Internetu. Nawet naszemu kopiście nie chciało się wypreparować samego tekstu, tylko wrzucił, jak leci. Wręcz ze znakiem wodnym ibuk.pl.
Komfort czytania czegoś takiego jest koszmarny, ale czego nie zrobi student, by oszczędzić 40 złotych na publikacji. W końcu to kilkanaście piw. To podstawy ekonomii :-)
We współczesnym podręczniku podstaw ekonomii dla szkół policealnych i techników przedmiot ekonomii został sformułowany następująco: ekonomia jest nauką o dokonywaniu wyborów w produkcji i dystrybucji dóbr i usług w świecie rzadkich czynników wytwórczych (Podstawy ekonomii, Janina Mierzejewska-Majcherek, wyd. Difin, t.1. - Mikroekonomia).
Jako dinozaur wywodzę się jeszcze z czasów, gdy ekonomia - przynajmniej w tej części Europy - była nauką o stosunkach produkcji. Jak widać, "moja" ekonomia była głównie socjologią, gdy obecna jest głównie matematyką.
Mnóstwo czasu marnowaliśmy na studiowanie ideologicznych bzdetów o wartości i wartości dodatkowej (kilka dni pracy wystarczało zresztą, by tę marksowską bzdurę intelektualnie zmasakrować), bo z tego zdawało się egzaminy, ale na szczęście rozsądni profesorowie wskazywali wyraźnie, gdzie sięgać, by się nauczyć czegoś sensownego. Brakowało jednak podręczników z prawdziwą ekonomią, bardzo niewiele było tłumaczeń z zachodnich wydań, choć oczywiście w bibliotece SGPiS był dostęp do wszystkich sprowadzonych z Zachodu tytułów - przeciętnemu studentowi brakowało jednak zwykle samozaparcia, by studiować po angielsku.
Dzisiaj wystarczy wejść do dowolnej księgarni naukowej, by zobaczyć półki wypchane rozmaitymi podręcznikami mikro- i makroekonomii, zresztą pisanymi według jednolitego schematu edukacyjnego przejętego z zachodnich podręczników. Poszperaj w Google'u za hasłami "podstawy ekonomii", "makroekonomia", "mikroekonomia", a znajdziesz mnóstwo książek.
Jak powiedziałem, nasza ekonomia polityczna była bardziej zideologizowaną socjologią. Dziś ekonomia straciła nawet przymiotnik "polityczna" (pochodzący zresztą chyba jeszcze z XVII w.), stała się ubranym w słowa opisem matematycznego modelu gospodarki (jeszcze jedno hasło w Google - "ekonomia matematyczna"), gdzie jest po prostu centralny model obiegu dóbr, usług, pieniądza i kapitału, który daje się wyrazić matematycznie. Tego modelu nie uczono dawniej, zabierając czas na bzdury, chyba że ktoś sam chciał zdobyć wiedzę.
Gdybym urodził się 20 lat później, studiowałbym od razu właściwą wiedzę. Co więcej, miałbym dostęp do narzędzi komputerowych. Za moich czasów w podziemiach uczelni stała jakaś Odra, a o pecetach, Excelu, Statistice i innych cudach nikomu się jeszcze nie śniło. Mogę tylko żałować.
Sporo mówiono ostatnio w mediach o problemach z lekami onkologicznymi. a gdy się chwilę zastanowić, widać wyraźnie, jak bardzo zmieniają się standardy medyczne, wedle których oceniamy rzeczywistość. Z problemem tym wiązała się także dość blisko dyskusja wokół ustawy emerytalnej.
W ciągu ok. 100 tys. lat istnienia współczesnego człowieka na świecie żyło ok. 100 mld ludzi, z czego prawdopodobnie góra 10% zaznało współczesnej opieki medycznej. Kiedyś potencjał genetyczny człowieka był mniejszy i dożywał on zapewne wieku o 1/3 mniejszego, po drugie, nazwijmy to tak,współczynnik urazowości był znacznie większy niż dzisiaj i znacząco skracał życie, którego średnia zazwyczaj nie przekraczała 40 lat. Ludzie doświadczali na co dzień mnóstwa chorób i urazów, z którymi dzisiaj mało kto ma do czynienia. Nie mając dróg, doznawali urazów na leśnych ścieżkach czy sawannach, kaleczyli się o kamienie, krzaki i drzewa, zaziębiali się, ulegali zatruciom od roślin, padali ofiarą drapieżników albo broniących się ofiar, byli kąsani przez węże, zwykłe skaleczenia kończyły się często groźnymi infekcjami. Poziom higieny był bliski zera.
Nie dysponowano współczesną medycyną, zatem banalne choroby i urazy bywały często śmiertelne. Musimy sobie też uprzytomnić, że znieczulenie ogólne wynaleziono dopiero w połowie XIX wieku, choć zapewne przez tysiące lat ludzie potrafili stosować naturalne analgetyki, choćby rośliny będące dziś surowcem w produkcji narkotyków. Ale przecież aż dreszcz przechodzi, gdy pomyśleć o operacjach przeprowadzanych bez znieczulenia, a wszak archeolodzy dowiedli m.in. trepanacji czaszki przeprowadzanych przez starożytne plemiona.
Także w stosunkach z innymi ludźmi nie kierowano się współcześnie rozumianą etyką, kary były niewspółmierne do przewinień, gdyby oceniać je dzisiejszą miarą, kara śmierci była bardzo częsta. Do tego jeszcze trzeba doliczyć częste konflikty zbrojne, codzienną brutalność w stosunkach międzyludzkich, brak dzisiejszej empatii. Jednym słowem, życie było wtedy krótkie i brutalne, nieporównywalne z dzisiejszym.
Nie znam opracowań popularnonaukowych dotyczących tego tematu - być może historycy będą w stanie podać jakieś materiały.
W linku niżej jest żywy przykład, jak życie silnie zależało od natury, od przypadku. W historii rozwoju ludności Krakowa widać wyraźnie, jak dramatyczne skutki miały epidemie dotykające ludność miast w średniowieczu. Niekiedy ginęło nawet 15-25 procent ludności, zaś Czarna Śmierć w połowie XIV w. zabiła ok. 40% Europejczyków.
Ciekawy materiał w Eurostacie - statystyki produkcji i zużycia węgla kamiennego (hard coal) i brunatnego (lignite) w Unii Europejskiej od 1990 roku.
Jeśli przyjąć produkcję węgla kamiennego w 1990 roku za 100, to obecna produkcja wynosi zaledwie 33. Zużycie spadło w tym czasie z 100 na 64, czyli zapewne jest w sporej mierze pokrywane tanim importem z kopalni odkrywkowych w Australii, RPA i innych krajach. Podobnie, zużycie węgla brunatnego spadło do poziomu 65.
Ukazuje to wyraźnie gospodarcze i techniczne megatrendy ostatniego ćwierćwiecza, jakże silnie zaprzeczające zasiedziałym i przyzwyczajonym dostatus quo zawodom, a już szczególnie ich związkowym reprezentacjom tęsknie (u nas) wspominającym złote czasy gierkowskie.
A świat się zmienia - ostatnie lata są chociażby okresem dramatycznych zmian w szeroko rozumianym dziennikarstwie, które po paruset latach triumfu w tradycyjnych mediach nagle znalazło się w ciężkim kryzysie pod naporem elektronicznych technik przekazu i wyrzuciło z siodła tysiące ludzi. Wcześniej upadły zawody bednarza, kowala, cieśli, szczytnika, płatnerza i wielu innych. Trzeba się dostosować :-)
Towards a 'baby recession' in Europe?
Kolejna ciekawa świeżynka z Eurostatu - zwróćcie uwagę na tabelę 2, gdzie w 2011 r. niemal wszystkie kraje europejskie są mniej czy bardziej poniżej wskaźnika 2 urodzeń na kobietę (średnia europejska to 1,58, Polska ma 1,30), gdy tzw. reprodukcję prostą ludności - bez salda migracji - zapewnia dopiero 2,3 urodzenia (co szóste, co siódme małżeństwo nie ma dzieci z przyczyn medycznych).
Demografia to bardzo ciekawa dyscyplina wiedzy, niezwykle wieloaspektowa, choć dość trudna matematycznie ze względu na silne wahania okresowe i trwające dziesięciolecia skutki rozmaitych wydarzeń (np. dziura demograficzna wskutek strat wojennych I i II czy epidemii hiszpanki na przełomie lat 10. i 20).
Fertility statistics in relation to economy, parity, education and migration - Statistics Explained
Z lidu: Nearly 1 billion people have been taken out of extreme poverty in 20 years. The world should aim to do the same again
Interesujący artykuł w The Economist.
The world’s next great leap forward: Towards the end of poverty | The Economist