Zacznę od anegdotki. Gdy miałem jakieś trzy i pół roku (wedle relacji rodziców), matka sadzała mnie przy stoliku i pokazywała litery, ucząc cierpliwie ich składania. Bardzo chętnie oglądałem zresztą książeczki z obrazkami, nie potrafiąc jeszcze odczytać podpisów pod nimi. Gdy miałem dokładnie 4 lata i 2 miesiące nastąpił gwałtowny przełom - po raz któryś oglądałem książeczkę i nagle wydałem z siebie dziki wrzask: mamo, ja czytam!. Pamiętam bardzo dokładnie ten moment i miejsce, w którym się to zdarzyło. To był właśnie moment iluminacji, przejścia od stanu niewiedzy do stanu wiedzy - być może najważniejszy moment w życiu. Mojej matce chciało się poświęcać czas na uparte uczenie mnie liter, a dzięki temu przed pójściem do podstawówki zdążyłem jeszcze przeczytać co najmniej setkę książek lub więcej i nie miałem problemów z czytaniem i poprawnym pisaniem. To największy prezent, jaki można dać dziecku - nauczyć je wcześnie czytać, a potem regularnie zaopatrywać w książki, choćby i z biblioteki.
Przejdźmy wiele lat do przodu w rozwoju. Porównuję nauczanie matematyki z okresu mojego liceum i dzisiaj. Wtedy mieliśmy do dyspozycji podręcznik i nauczyciela. Dziś są bajecznie kolorowe podręczniki, animacje komputerowe, filmy, tablice elektroniczne w szkołach - wszelkie możliwe techniczne udogodnienia, o lepiej przygotowanych pedagogach nie wspominając.
Kiedyś w podręcznikach było sporo twierdzeń z dowodami, dziś nauczanie niemal całkowicie ich poniechało i opiera się na metodach wizualnych, na intuicjach - mówię to na podstawie oglądu podręczników do podstawówki, gimnazjum i liceum. Poziom naukowy matematyki w nauczaniu szkolnym, jak mi się wydaje, zauważalnie spadł.- ciekaw jestem tutaj opinii nauczycieli.
Dzisiejsza młodzież szkolna jest o ponad 10 punktów inteligentniejsza niż młodzież w moich czasach, co ilustruje tzw. efekt Flynna - podnoszenie się inteligencji o 3 punkty na dekadę, co oznacza, że w ciągu stulecia przeciętna ludzka inteligencja podniosła się aż o 30 punktów, tj. o dwa odchylenia standardowe (!!!) w skali Wechslera.
Po tym przygotowaniu ogniowym docieram do istoty sprawy. Mamy więc do czynienia z nieustannym obniżaniem się wymagań wobec uczniów, z nieustannym podnoszeniem się sprawności intelektualnej tychże uczniów, wreszcie z ciągłym udoskonalaniem technik edukacyjnych. Jedna krzywa idzie w dół, druga do góry, a ciągle poziom wiedzy matematycznej uczniów jest niski, czego dowodzą rozmaite testy, a nawet mało naukowe, ale poglądowe badania programu "Matura to bzdura", w którym skądinąd inteligentna młodzież potrafi wygadywać niebywałe bzdury matematyczne.
Świat naucza matematyki od setek lat, a na skalę masową od co najmniej stu. I ciągle nie możemy znaleźć Świętego Graala nauczania, dzięki któremu nastąpi ten moment iluminacji. Znacznie mądrzejsi głowią się nad metodyką nauczania, a jestem dziwnie przekonany - kieruję się tu jedynie intuicją - że znalezienie tego kamienia filozoficznego w edukacji matematycznej wyniosłoby nas w ciągu jednej generacji na nowy poziom naukowy, bo nic tak nie rozwija intelektualnie, jak właśnie jedyny abstrakcyjny przedmiot szkolny - znienawidzona matma. Oczywiście wtedy, gdy jest rozumiana,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz